03
8
Równe udręczenie kobiet
Kategorie: Bez kategorii | 8 marca, 2014
Nie obchodzę tzw. święta kobiet, zresztą z kilku powodów. Czasami ludzie dziwnie przyjmują takie moje info – sygnał i to o dziwo osoby wywodzące się z obu rodzajów płci (obowiązujących na dzień dzisiejszy!, co czujnie należy pokreślić!). Przepraszam, ale jak jest z tym u jednopłciowców, np. lesbijek to nie wiem. Wydaje się, że powinni mnie wspierać. Nota bene nie obchodzę także święta mężczyzn, jeżeli takowe istnieje. Mam nadzieję, że u „walczących” feministek zaplusowałem dzięki temu. Oczywiście akurat to nie jest moim celem, ale miło coś tak śmiesznego napisać. Czy feministki kontynuują cele komunistek, które kiedyś walczyły o tego typu święto? Raczej tak. Przykładowo nie słyszałem, żeby feministka nie popierała socjalistycznej Unii Europejskiej, a zmierza ona przecież w tym samym kierunku co kiedyś Związek Sowiecki.
Do czego faktycznie „zmierza” drastyczna polityka „prokobieca” prowadzona przez środowiska feministyczne i jak mały ma ona sens udowadnia kol. Kacper Muszyński:
„Wiele osób pragnie dokonać czegoś, o czym intensywnie marzyło w dzieciństwie. Chcą stać się kimś, kto w przeszłości był dla nich wielkim autorytetem. Często jednak natura nie obdarza konkretnej osoby umiejętnościami niezbędnymi do osiągnięcia upragnionego celu. Matka wszystkich ludzi według swojego widzimisię ustala, kto będzie najlepiej predysponowany do danej aktywności (ilu otyłych ludzi skacze na skoczniach narciarskich?). Cóż, niektórzy uważają taki stan rzeczy za wielce niesprawiedliwy i uderzający w „swobodę wyboru” człowieka, który to według nich pewnie aż do osiągnięcia dojrzałości psychicznej (a do tego oczywiście kolejny dekret określający, kiedy ma nastąpić) nie wie, kim tak naprawdę jest ani pod względem biologicznym, ani kulturowym. Również zagorzałe przeciwniczki natury i wszystkiego, co z nią związane, czyli feministki, zaliczają się do tej grupy.
Feministki bowiem gardzą interesem kobiet. Zacznijmy od tego, co to znaczy ‘równouprawnienie’. To mężczyzna puszcza przodem panie, nawet gdy śpieszy mu się na jedyny jadący w stronę domu pociąg, który wyrusza z dworca za parę sekund; to mężczyzna ustępuje miejsca kobiecie w tramwaju; to w końcu mężczyzna ryzykuje swoją „podobizną” w obronie honoru swojej kobiety. Nie zamierzam oczywiście tutaj czynić płci pięknej wyrzutów, że obyczaje te są dla mężczyzn dotkliwie obarczające – wiadomo wszakże, iż dla nich jest to po prostu wyróżniająca powinność. Z drugiej strony jednak pod wieloma względami te „prawa” nie są zbytnio przeciwstawne do obowiązków. Mężczyzna jako istota fizycznie silniejsza niejako zobligowany jest do pożytecznego wykorzystywania swojego „daru”. I to właśnie feministki chcą zmusić (uprawnić) kobiety do odgrywania takiej samej roli (i związanym z nią wysiłkiem) z tym, że będąc oczywiście niesłychanie mniej do tego przystosowane. Bez wątpienia feministki uważają, że chodzi im o inne prawa, w których kobieta nie jest równa mężczyźnie. O jakich prawach jednak jest mowa? Wydaje mi się, że w miarę rozsądnie rozumująca kobieta zdecydowanie nie pochwala idei głoszących równość płci, ponieważ jasno widać, że dopiero one strąciłyby ją w otchłań niewolnictwa. Głoszenie przez feministki równouprawnienia można śmiało nazwać próbą równego udręczenia kobiet.
Celem feministek jest upokorzenie normalnych kobiet. Często słychać ich kocie pomruki burczące o tym, że etycznie zakazane powinno być określanie jakości człowieka pod względem płci – winien być po prostu „człowiek”. Dlaczego w takim razie naciskają swoimi naostrzonymi pazurami na to, by uczynić moralnymi inwalidkami inne kobiety między innymi poprzez tworzenie rozmaitych parytetów, na przykład w Sejmie? Przecież one jawnie próbują udowodnić – choć to oczywiście może być nieprawda – że kobieta jest kompletnie niezdolna do samodzielnego dojścia do swojego celu. A te, które zaiste same wdrapały się na szczyt drabiny sukcesu, muszą czuć się teraz zażenowane, wiedząc, że nikt z zewnątrz nie rozróżnia, kto jest w ich „klasie” idiotką-farciarką, a kto sumienną pracowniczką. Tylko człowiek niespełna rozumu albo uskuteczniający sabotaż zrezygnowałby z lepszego pracownika z tak błahego powodu. Mężczyzna nie czuje najmniejszej kropli wstydu na swoim honorze, jeśli nie ma zielonego pojęcia o nowinkach w babskiej modzie. Jednakże nie stroszy grzywy, domagając się większych wpływów w kobiecych dziedzinach (co by dopiero było gdyby faceci chcieli opanować usługi ‘na telefon’?). Choć niewątpliwie zdarzają się wyjątki i możemy odkryć kobietę, która dokona przełomu w dziedzinie informatyki! Dlatego też w normalnym państwie nikt nie podaje informacji, że Murzyn zabił białego, lecz raczej: M’ba Kowalski zabił Jana Kowalskiego. W podobny sposób powinny obie płci również traktowane być po prostu jak ludzie (bez sztucznych podziałów) oraz oceniani wyłącznie przez swoją postawę. To właśnie feministki wyodrębniają „klasę kobiet”, której to rzekome „wyróżnienie” ma według nich niewątpliwie pomóc.
Trudno znaleźć cechę łączącą bezpośrednio feministkę z kobietą. Wystarczy zresztą spojrzeć na to, co starają się wprowadzić (a nie na to, co mówią) – wyrównanie wieku emerytalnego, odciąganie kobiet od ich naturalnych czynności, maskulinizacja kobiet czy po prostu obśmiewanie ich „staroświeckiego” stylu życia – i od razu widać, że ich postulaty są całkowicie antykobiece. Jeżeli jednak nie walczą dla kobiet, to dla kogo? Trudno mi wysunąć jakąś hipotezę. Feministki często mówią, że kobiety traktowane są jak zwierzęta. To bystra uwaga, gdyż rzeczywiście nierzadko zachodzi podobieństwo między relacjami samców i samic przeróżnych gatunków. Zwierzęta zresztą nawet bez słów doskonale rozumieją swoje role. Za to feministki – dosłownie naturalne szkodniczki – oczywiście zaprzeczają takiemu stanu rzeczy. Ich niemalże całkowite zmężenie doprowadziło do tego, że samice zwierząt wykazują więcej kobiecości aniżeli orędowniczki owego ruchu. Nie rozumiem więc dlaczego porównania płynące z ich ust, że kobieta jest traktowana jak zwierzę są negatywnie odbierane.
Zwierzę jest o niebo bardziej kobiece niż feministka, feministce zdecydowanie bliżej do żony psa. Wciąż trudno znaleźć odpowiedź na to, dla kogo i o co tak naprawdę walczą feministki. Wiadomo już, że dążą one do diametralnego osłabienia rodziny, a więc i przyszłych pokoleń ludzkich (być może agentura zwierzęca?). Być może ktoś chce raz na zawsze rozprawić się z ludzkością, a przynajmniej z jej istotną częścią?”
Kacper Muszyński
Komentarze
4 komentarze do “Równe udręczenie kobiet”
Zostaw komentarz
http://korwin-mikke.pl/wideo/pokaz/antyfeministyczny_manifest_z_okazji_dnia_kobiet_/1635
Zgadzam się z artykułem.
Problem jest potężny, jako jeden z wielu, który degraduje i degeneruje społeczeństwo, którego skutki są coraz bardziej widoczne na całym świecie..
Dotyczy on nie tylko ruchów lewackich, ale dotyczy on wszystkich warstw społecznych, społeczeństw i kultur, które odeszły od Boga..
Nie trzeba piekła, Sodomy i Gomory. To powoli dzieje się na naszych oczach.
Upadek wartości na rzecz chorego wyzwolenia i buntu przeciw Bogu..
Brawo Kacper.
Mało kto wie, że 8 marca wymyśleli komuniści. Należy te „święto” usunąć z kalendarza.